Wyprawa do najgłębszego kanionu świata
Wojsko w AQP
Copacabana 19.06.2002 Od mojej ostatniej wiadomości o sytuacji w Peru, w AQP trochę się polepszyło. Do miasta wkroczyło wojsko i próbuje zrobić porządek.
Ogólnie ludzie nie zaczepiają nikogo, chyba że podczas strajku jedzie się jakimś środkiem transportu. Jest bezpiecznie, tylko jeśli jest się w mieście, które akurat strajkuje, nie można nigdzie wyjechać,. Strajk w AQP przybrał największe rozmiary. Niszczyli skrzyżowania rozbierając kostkę i budując z niej barykady, demolowali telefony, banki, zrywali kable, palili opony, rozbijali szyby gdzie tylko się dało
Impreza na jeziorze Tititaca
Po wkroczeniu wojska uspokoiło się na tyle, ze Findzi z Dariem, po całodziennej okupacji dworca, złapali autobus do Juliaki leżącej koło Puno. Potem taxi dotarli, około 2 w nocy, do mas. Gadaliśmy ze dwie godziny dzieląc się przeżyciami. Rano pojechaliśmy, a właściwie popłynęliśmy na wykupioną wycieczkę po jeziorze Titicaca. Poszwędaliśmy się trochę po pływających wyspach, przepłynęliśmy się tradycyjna, trzcinowa łodzią i na nocleg dotarliśmy na stałą wyspę Amantani, na której mieliśmy spędzić noc porozmieszczani u indiańskich rodzin. Była świetna atmosfera. Na naszej łodzi było jeszcze z 15 innych młodych ludzi, tak jak my podróżujących po Peru i krajach ościennych. Po zwiedzeniu z peruwiańskim przewodnikiem szczytów, na których były świątynie, miejscowi zorganizowali dla nas fiestę. Każda rodzina przebrała swoich podopiecznych, czyli nas, w tradycyjne stroje. Grały dwie indiańskie kapele, które od samego początku chciały nas wykończyć. Utwory trwały po 15 minut, co przy szaleństwach przy ognisku napra wdę przekraczało nasze możliwości. Biorąc pod uwagę fakt, że wszystko odbywa się na wysokości około 4000 m npm nie lada osiągnięciem było przetańczenie pierwszego kawałka do końca w pełnym rynsztunku. Żeby jeszcze trochę poszaleć, tańczący szybko zaczęli się rozdziewać z poncz i tym podobnych strojów.
Do Boliwi bez pieczątki
Następnego dnia mieliśmy zamiar zwiedzić sąsiednią wyspę Taquile, ale z powodu strajku na niej i tego, że i w Puno dnia następnego miał zacząć się dwudniowy strajk, zawróciliśmy żeby każdy mógł jeszcze tego popołudnia złapać jakiś autobus i uciec z Puno. W przeciwnym wypadku musielibyśmy te dni spędzić na piwie, bo w Puno nic więcej ciekawego nie ma. Udało nam się złapać ostatni autobus jadący do Copacabany w Boliwii. Bardzo się śpieszyliśmy, żeby zdążyć na granice boliwijska zamykaną o 19.30 czasu boliwijskiego (peruwiańska 20.00 to boliwijska 21.00). Po dojechaniu na granice okazało się jednak, że spóźniliśmy się 45 minut. Myśleliśmy już, że trzeba będzie wracać z powrotem do Peru i tam przenocować. Kierowca jednak pogadał z kim potrzeba i pozwolili nam pojechać do tej Copacabany położonej ledwie 10 km od granicy. Pod warunkiem jednak, że rano o godzinie 8.00 będziemy z powrotem po pieczątki. I tym oto sposobem nocowaliśmy w całkiem przyzwoitych warunkach już po boliwijskiej stronie, gdzie miało być brudno i smutoj, a jak na razie tego nie odczuliśmy. Wręcz przeciwnie. Boliwia przywitała nas noclegami tańszymi o połowę
Wyspa Słońca, La Paz, I powoli do domu
Dzisiaj płyniemy na Wyspę Słońca i tam nocujemy. Jutro po południu jedziemy do La Paz, tam spędzamy następny dzień i późnym popołudniem rozdzielamy się z chłopakami. Razem z Dariem jedziemy do słynnej Bramy Słońca, leżącej przy drodze do granicy. Gdyby okazało się, że strajk w Puno przez te 4 dni nie uspokoił się, będziemy wracać z La Paz przez Chile. Tam wjazd jest formalnością, wiz nie potrzebujemy. Pojedziemy przez Arice (na północnym wybrzeżu Chile) do Tacny w Peru, skąd mamy już około 14 połączeń autobusowych dziennie z AQP. Może uda mi się jeszcze wdepnąć na internet w La Paz.
Marta Jakubiec (Martówka)