Relacja Łukiego

Buenos dias.

Nareszcie jest trochę czasu aby napisać do was kilka słów o tym, co się działo przez pierwszy tydzień naszego pobytu w Peru.

25 maja 2002 (Sobota)

To dzień naszego wyjazdu z Krakowa.

26 maja 2002 (Niedziela)

Po nocy spędzonej w Jeleniej Górze (a właściwie na dyskotece) (tyle pięknych dziewczyn w jednym miejscu dawno nie było dane mi poznać), rano pojechaliśmy do Berlina. Odlot o godzinie 19.30. Po dwóch godzinach lotu docieramy do Madrytu. Zakwaterowanie w hotelu … – wypad na miasto… – poznanie 20 letniej Polki o imieniu Ewa (pracującej tutaj jako barmanka), to tylko nieliczne atrakcje tego wieczoru ;-)).

27 maja 2002

Wylot z Madrytu do Limy. Wystartowaliśmy o godzinie 13.10. Przed nami 11 i pól godziny lotu. Prawie 10000 kilometrów do pokonania. Widoki zapierają dech w piersi. Zostawiamy Madryt po lewej stronie i lecimy nad oceanem. Po drodze kilka razy zapinamy pasy, niezłe turbulencje, ale pogoda jest piękna, widać wszystko po horyzont. Po 9 godzinach lotu docieramy wreszcie nad Amerykę Południową. Pod nami rozciągają się lasy deszczowe i rzeka Amazonka. Trudno sobie wyobrazić jak rozlegle są te tereny. Dwie godziny lotu ….a pod nami cały czas dżungla i wijącą się pośród niej Amazonka, rozlewającą się przy jej ujściu na ponad 100 kilometrów. Po jedenastu godzinach lotu (gdyby nie piwo i wino serwowane za darmo, to trudno byłoby to przetrzymać) przelatujemy nad Andami i lądujemy w Limie (stolicy Peru). Jest 17 p.m. czasu lokalnego. W Polsce jest teraz 24 w nocy. Pierwsze zaskoczenie to otaczające nas ciemności. No tak w Ameryce Południowej jest teraz zima. Ciemno robi się tutaj już około godziny 17. Temperatura około 20 stopni C. Po licznych formalnościach wychodzimy poza teren lotniska. Mamy zarezerwowany hotel w centrum. Szukamy jakiegoś transportu. Po licznych negocjacjach, jeden z Peruwiaczykow godzi się podwieźć nas za 10$. Ale co dobre szybko się koczy. Na stacji benzynowej w połowie drogi do hotelu twierdzi ze mówił nam 30$ za transport 🙂 nieźle. Po licznych kłótniach i wysiadaniu z busa dogadujemy się co do ceny. Nie obyło się jednak na straszeniu Interpolem i Policja, ale o szczegółach porozma wiamy jak wrócimy.

28 maja 2002

Zwiedzamy Limę. Pierwszy szok, to powietrze jakim się tutaj oddycha. Gęste, ciężkie od spalin, wilgotne, strasznie zanieczyszczone. Można się tutaj udusić, jak cale Peru tak wygląda to Ja dziękuje za tak podróż. Ludzie jeżdżą tutaj nie zwracając uwagi na przepisy, ale ruch odbywa się płynnie bez zakłóceń. Zewsząd słuchać klaksony, osoby nawołujące aby skorzystać z ich transportu. 70 % pojazdów to taxowki, każda trąbi na ciebie, pragnąc zarobić parę groszy. Limę zamieszkuje prawie 8 mln mieszkańców. Dominuje tutaj budownictwo w stylu kolonijnym, architektura prekolumbijska (elementy sztuki hiszpańskiej są tutaj przemieszane z tradycjami budownictwa indiańskiego). Dwupiętrowe budowle z arkadowym piato, loggiami i balknami Lima nie jest ciekawym miastem do zwiedzania. Powiedział bym nawet ze to najgorsze miejsce w całym Peru, chociaż jest to dopiero palczatek podróży. Nie polecam zatrzymywania się tutaj na dłużej niż jeden dzien. Po południu lecimy do Arequipa. Lądujemy na 2325 m.n.p.m. Powietrze jest rześkie i czyste. Można oddychać pełną piersią. Przed nami góra El Misti, wygasły wulkan, symbol Areguipy. Spotykamy Marka i Piera – naszych przewodników Po zakwaterowaniu w hotelu (w stylu kolonialnym) zdecydowaliśmy się na nocne zwiedzanie miast. Udajemy się na główny plac. Dookoła kłębią się ludzie, oferujący nam swoje usługi. Od sprzedaży cukierków (małe dzieci), regionalnych wyrobów, czyszczeniu butów, po wstęp do tutejszej knajpki. Trudno się niektórym oprze w szczególności jeżeli są to dziewczyny o nieprzeciętnej urodzie. Byliśmy jednak dzielni i przezwyciężyliśmy nasze słabości. Wracamy do hotelu jako zwycięzcy. 🙂 Areguipa jest niesamowitym miastem. Zamieszkuje go prawie milion mieszkańców. Budynki wzniesione są tutaj z białego tufu wulkanicznego zwanego Sillar. Miasto leży w strefie sejsmicznej. Nawet teraz widać skutki ostatniego trzęsienia ziemi, w postaci zniszczonego, lecz rekonstruowanego kościoła Jezuitów na Plaza de Aramas. Trzęsienia ziemi to prawdziwa

29 maja 2002

Wstajemy około godziny 5 a.m. lokalnego czasu. W Polsce jest teraz południe. Nie możemy spać. Zmiana czasu, wrażenia, wszystko zaczyna się kumulować. Po śniadaniu udajemy się na miejscowy targ. Piero (nasz przewodnik) pomaga nam w zrobieniu zakupów. Później jedziemy oglądnąć Chili Riwer, a wieczorem Grill na dachu naszego hotelu.

30 maja 2002

Godzina 7.00 jedziemy nad Majes Riwer. Jest to rzeka Colca, po przepłynięciu Canyony. Przed nami wiele kilometrów pustyni. Czerwień miesza się z piaskiem w kolorze bieli, wyglądającym jak śnieg. Po prawej i po lewej stronie jak okiem sięgnąć pustynia. Docieramy na Camping, gdzie wypakowujemy swoje rzeczy, rozbijamy namioty i jemy skromny posiłek. W planach mamy jeszcze pływanie po rzecze. Docieramy nad nią po godzinie drogi wijącej się wśród peruwiańskich bezdroży. Jest to tylko kilka godzin pływania ale wrażeń jest co niemiara, włącznie z zalogowaniem się do odwoju, który nie chciał jednego z nas wypuścić ze swych objęć.

31 maja 2002

Ćwiczymy pływanie w pontonie i w kajakach na rzece Majes. Rzeka jest ciepła, niesie dużo wody narowista, z licznymi bystrzami. Okazuje się ze największa trudność sprawia nam pływanie na pontonie. Dwa razy pakujemy się na kamienie. Pierwszy raz ponton owija się wokal niego. Ściągamy go dobrych kilka minut. Drugi raz znowu popełniamy ten sam błąd, ale tym razem ponton sam ześlizguje się ze skały. Pływanie na kajaku to pryszcz w porównaniu z sterowaniem pontonem na takiej rzece. Człowiekowi wydaje się ze to taka łatwa sprawa ,ale żeby pływać na pontonie trzeba mieć dużo doświadczenia i pałera w rękach. Myślę ze nikt w Polsce nie ma na tyle umiejętności żeby spływać rzeki takie, jakie są w Peru, tak jak Marco i Piero – nasi przewodnicy.

1 czerwca 2002

Dzień dziecka. Koledzy sobie ze mnie żartują ale ja się nie przejmuje 🙂 Jestem najmłodszy, wiec może dostane jakiś prezent. Znowu pływamy Majes.- tym razem idzie nam lepiej. Ustaliliśmy grupy w jakich będziemy pływać w Canyonie..

Grupa I

  • Piero
  • Gozdek
  • Titek
  • Luki

na kajaku w tym samym czasie będzie pływać

  • Finezja
  • Żuraw

Później będziemy się zamieniać (codziennie) i pływać w następującym składzie:

  • Piero
  • Gozdek
  • Żuraw
  • Finezja

Kajaki:

  • Łuki
  • Titek

Okazuje się ze kajakarze maja bardzo istotna role w tym wyjeździe – to oni wybierają drogę, pokazując jak płynąć, oraz asekurują ponton, który jest mniej mobilny. Jeszcze tego samego dnia wracamy do Arequipy. Nocna jazda po pustkowiu dostarcza nam nowych wrażeń. Po drodze zatrzymujemy się aby zobaczeń Krzyż Południa, Konstelacje Skorpiona i drogę mleczna – niebo jest piękne rozgwieżdżone – pozostanie nam długo w pamięci. Docieramy do Areguipy i idziemy spać.

P.S. Prezentu jednak nie dostałem – płonne nadzieje. 🙂

2 czerwca 2002

Jedziemy nad Chili Riwer. W tutejszym języku oznacza to Zimna rzekę. Okazuje się, ze swoja temperatura dorównuje ona naszym rzeka. Rzeka III z miejscami IV. Mało wody – lecz niezła zabawa, liczne cofki, bystrza, odwoje. Rockowa jazda bez utrzymanki na kajaku, a jeszcze lepsza na pontonie.
I to by było na tyle…..

Jest godzina 21:36 czasu lokalnego… W Polsce jest teraz 4 w nocy – a ja siedzę w knajpce internetowej i pisze do was ten list 🙂 Od jutra kierujemy się w stronę Canyonu Colca, a wiec cel naszej wyprawy jest coraz bliżej.

Do usłyszenia
Buenas noche.
Hasta Luego….

Łuki z Peru

P.S. Pozdrowienia od calej ekipy czyli:
Marty, Izerki, Gozdka, Finezji, Zurawia, Titka, Grzegorza, Andrzeja i mnie czyli Łukiego

 

Please enter Google Username or ID to start!
Example: clip360net or 116819034451508671546
Title
Caption
File name
Size
Alignment
Link to
  Open new windows
  Rel nofollow